Kropla drąży jawność
Jakiś czas temu w lubuskiem głośno było o sprawie przejęcia przez miasto zamku, części kompleksu zamkowo-pałacowego von Promnitz. Sprawa dla wielu zdwała się podejrzana, bo dotychczasowy właściciel po prostu zrezygnował z części zamkowej, oddając go miastu "w darowiźnie". W kuluarach i na Facebooku zawrzało, jakoby miasto miało zaoferować w zamian działkę.
Gładko aż do pożaru
Sprawa toczyła się dalej. Była nawet debata w urzędzie na temat zamku, rzecz niespotykana. Wszystko wydawało się zmierzać do przejęcia zabytku, aż pewnego niedzielnego wieczoru w całym mieście rozległy się syreny. Ktoś podpalił wieżę. Wielu mieszkańców z bólem serca patrzyło na pożar, który strawił drewniany hełm i zniszczył część dachu zamku.
Ze świecą szukać protokołu śledztwa z tego zdarzenia.
To, co jednak wstrząsnęło miastem bardziej niż pożar, to fakt, że dzień później miało odbyć się podpisanie dokumentów przejęcia zamku. Przejęcia, o którym wiedzieli tylko ci, którzy stali po stronie klubu p. burmistrz. Radni opozycji żądali wyjaśnień, chcieli czekać na wyniki śledztwa, po mieście krążyły plotki o podpaleniu. Przejęcie odłożono w czasie.
Brak informacji = dezinformacja
Magistrat nie spoczął na laurach, udało się dopiąć formalności związanych z przejęciem i miasto zostało właścicielem zamku. Wszystko szło zgodnie z nikomu nieznanym planem, aż radna Wrestler-Wojtaszek znalazła na BIP dokument, w którym miasto oferowało użyczenie gruntu, którego zamek był częścią. Nie czekając długo, powstał nasz post, który miał duży zasięg dzięki udostępnieniom mieszkańców.
Nie trzeba było długo czekać… rzadko się to zdarza, ale urząd odpowiedział. Wyjaśnił przyczynę powstania takiego dokumentu i wezwał do zaprzestania rozprzestrzeniania nieprawdziwych informacji o sprawie zamku. Informacji, których sam był autorem. Niekompletne informacje dezorientują. Tak działa opinia publiczna.
Postanowiliśmy odpowiedzieć urzędnikom. Pod koniec lutego nikt nie ma nic więcej do dodania w temacie żarskiego zamku i jawności.
Ciężkie życie mieszkańca Żar
Żarski urząd nie należy do wylewnych. Na spotkaniach Rady Miasta mieszkaniec nie dostanie głosu bez pozwolenia przewodniczącego, co zdarza się rzadko; budżet obywatelski to zagadnienie dla wybranych, ciężko o jakieś wytyczne, wskazówki czy warsztaty pisania wniosków; o planach magistratu nie wie połowa radnych, bo są w opozycji do klubu burmistrz Danuty Madej. Informacje na stronie urzędu są szczątkowe, a urzędowy profil na facebooku działa jak tuba, w jedną stronę. Miasto inwestuje, ale mieszkańcy nie są zadowoleni z rozwiązań, które bez konsultacji lądują pod naszymi stopami. Ostatnio pojawiła się nawet ankieta. Sami oceńcie, czy poprawna merytorycznie.
Żary są nasze
Od prawie roku prowadzimy stronę na Żary są nasze, gdzie postujemy informacje z miasta i okolicy, pokazujemy, jak można dbać o przestrzeń, kopiujemy wartościowe treści i zachęcamy mieszkańców do podjęcia inicjatywy w trosce o swoje miasto. Choć nie mamy jeszcze formalnej organizacji, to zdarzenie pokazuje nam, że w wielu sprawach stanowimy realną siłę, której nie można lekceważyć.
Mamy nadzieję, że po tym zdarzeniu władze miasta przejrzą na oczy i sprawdzą w podręcznikach, czym jest partycypacja.