Pomiń menu

Podejdźmy do płotu, czyli praca w niewielkiej społeczności a sytuacja konfliktu

Podejdźmy do płotu, czyli praca w niewielkiej społeczności a sytuacja konfliktu

Jak rozwiązywać konflikty w lokalnych społecznościach? Na co zwracać uwagę i jakich działań unikać? Od czego zacząć, aby konflikt zażegnać i zrealizować działanie, które zaspokoi potrzeby różnych, czasem bardzo odmiennych grup?

Konflikty między różnymi podmiotami życia społecznego nie są zjawiskiem niecodziennym. Bywają twórcze, a te dobrze przepracowane pozwalają niekiedy na głębszą integrację danej społeczności. Tak jak w przypadku miejscowości, w której przedmiotem sporu było nadanie nazw ulicom. Początkowy brak zgody co do samego procesu, jak też konkretnych nazw udało się przezwyciężyć poprzez przeprowadzenie szczegółowych konsultacji metodą „sztafety”. Polega ona na tym, że ankieta przekazywana jest z domu do domu, co pozwala nie tylko na wypowiedzenie swojego zdania na dany temat, ale także na dyskusję z sąsiadką/sąsiadem, który nam ją podaje. To działanie wzmocniło społeczność i przekonało ją do działania, aby ulicom w miejscowości nadać nazwy.

Istnieją jednak konflikty paraliżujące życie mieszkanek i mieszkańców oraz uniemożliwiające jakiekolwiek społeczne działanie. Przykłady można mnożyć, jednak dla potrzeb tego tematu przeprowadźmy proste ćwiczenie z wyobraźni: mała miejscowość na wschodzie Polski, sołtyska, która kilka lat temu przeprowadziła się do wsi, więc jest relatywnie „nietutejsza”, Ochotnicza Straż Pożarna i ważne dla całej społeczności miejsce: budynek dawnej szkoły – w założeniu trochę remiza, a trochę lokalny dom kultury, w praktyce przedmiot zażartego sporu. Brzmi niewinnie? W rzeczywistości może okazać się polem bitwy, z której chcemy przecież, by wszyscy wyszli zwycięsko, a biała flaga nie stała się na lata lokalnym upokorzeniem.

Od czego zacząć?
Trzeba przede wszystkim pamiętać, że każda ze stron ma swoje racje. Z pozoru to dość banalna konstatacja, jednak bardzo często uczestnicząc w sporze zakładamy, że druga strona chce wyłącznie nam dopiec, a jej argumenty są śmiesznie nieracjonalne. Warto spróbować wyjść z tej bańki. Opisywana w naszym ćwiczeniu z wyobraźni sołtyska chce mieć wpływ na to, co się dzieje w świetlicy, ma też w stosunku do niej konkretne plany: mają się tam odbywać wakacyjne warsztaty z dziećmi, ma to być także miejsce świętowania ważnych wydarzeń z życia wsi. Sielanka? Tylko pozornie, bo świetlica jest też miejscem integracji Ochotniczej Straży Pożarnej i to strażacy chętnie widzieliby się jako główni zarządcy tego budynku. Jedna i druga strona tego sporu ma dobre chęci – chce by świetlica służyła mieszkankom i mieszkańcom, jednak w praktyce wciąż trwa przepychanka o klucz do budynku. Zanim pogrążymy się w chaosie wzajemnych oskarżeń, można zapytać siebie o to, jak ja czułabym się na miejscu strażaków, co by mną kierowało? Lub też, gdy w ćwiczeniu z wyobraźni postawiliśmy się w roli OSP, jak myślelibyśmy na miejscu sołtyski? Ten prosty eksperyment myślowy być może pozwoli na spotkanie w połowie drogi i…. wypracowanie regulaminu korzystania ze wspólnej przestrzeni.

Zorganizuj spotkanie!
Znowu, rada dość prosta, ale ileż to niekonstruktywnych spotkań odbyliśmy już w swoich miejscowościach? Ileż to razy mieliśmy ochotę trzasnąć ze złością drzwiami i więcej nie wracać? (szczęśliwi, którzy tego nie doświadczyli, o ile tacy/takie istnieją). W sytuacji konfliktu przygotowanie spotkania jest kluczowe. Przede wszystkim warto przygotować dobry, szczegółowy plan, przedstawić go wcześniej do wiadomości mieszkańców/ek i obiecać sobie solennie, że nie będzie się od niego odbiegać. Druga strona sporu zauważy, jeśli spotkanie będzie nie na temat i może się poczuć oszukana bądź wykorzystana. Takie spotkanie powinno mieć też jasny cel, by można było stwierdzić, że został on zrealizowany bądź też nie. W przypadku świetlicy może to być ustalenie zasad korzystania z tej przestrzeni. Można też pomyśleć o rozbiciu celu głównego, na kilka faz i każdej z tych faz poświęcić odrębne spotkanie. W opisywanym tu przypadku pierwszym etapem może być sprawozdanie z dotychczasowego działania świetlic. Co ważne, niezależnie od tego, która ze stron organizuje spotkanie (bądź serię spotkań), obie muszą się zgodzić, co do jego powodu – wiedzieć dokładnie po co przychodzą. Ogólne ogłoszenie o spotkaniu w celu „dyskusji o przyszłości” jest bardzo złym pomysłem. Może doprowadzić do wielkiego bałaganu i dalszego zaognienia sporu. Przed spotkaniem należy przygotować też rzeczowe argumenty. Odwoływanie się do osobistych doświadczeń oraz chwyty ad personam mogą jedynie zaszkodzić. Pomoże natomiast dobrze przygotowana diagnoza potrzeb mieszkańców i mieszkanek oraz przykłady dobrych praktyk z innych miejscowości.

Szukaj sojuszników/czek!
Postawmy się w sytuacji opisywanej tu sołtyski. Jest kobietą, która przyjechała do miejscowości przed kilku laty, drugą stroną sporu są mężczyźni mieszkający we wsi od przysłowiowego „zawsze”. Może być ona postrzegana jako ktoś, kto chce bez sensu zmieniać to, co przecież od tylu lat funkcjonowało i „nikt się nie czepiał”. No, ale przecież nowości też nie są złe, a dzieciaki skorzystają na zaangażowaniu sołtyski. Można się więc zastanowić kto może być jej sojusznikiem/czką w rozwiązaniu sporu. Na pewno będą to władze gminy, do których budynek świetlicy należy. Warto zaprosić przedstawiciela/ki urzędu, by naświetlił stan prawny oraz dobre praktyki z innych sołectw bądź sąsiednich gmin. Taka postać jest trochę z wewnątrz, ale też i trochę z zewnątrz danej społeczności, ma stosowny autorytet i może ostudzić emocje. Trzeba jednak uważać, by nie starać się zrobić z niej strony sporu! Sojusznikami mogą być także osoby posiadające dzieci, które chciałyby, by pociechy przebywały w świetlicy, która działa na jasno ustalonych zasadach. Być może takimi rodzicami są też strażacy, warto podsunąć im tę perspektywę i zaproponować rozwiązania, które uproszczą życie wszystkim. W szukaniu sojuszników i sojuszniczek należy myśleć szeroko. I znowu, nie próbujmy potencjalnych sojuszniczek/ów nastawiać przeciwko drugiej stronie sporu, spróbujmy nastawiać ich na wspólne rozwiązanie problemu.

Pomoc z zewnątrz?
Proponowanie pomocy osoby zupełnie niezwiązanej z codziennym funkcjonowaniem miejscowości nie zawsze jest dobrym pomysłem. Przede wszystkim może być ona odbierana jako „obca”, „nietutejsza”. Może też dojść do głosu głęboko zakorzenione (choć szkodliwe) przekonanie, że „własne brudy pierzemy we własnym domu”. W konsekwencji część uczestników/czek spotkania może się wystraszyć i nie przyjść, część zaś może zareagować agresywnie. Jeśli jednak zdecydujemy się na pomoc z zewnątrz (ta metoda ma też niewątpliwie wiele dobrych stron) koniecznie pamiętajmy, by wcześniej zapytać wszystkich uczestników/czek spotkania o zgodę na takie rozwiązanie. Trzeba także jasno zakomunikować funkcję takiej osoby oraz jej kompetencje w zakresie przedmiotu sporu. Nie próbujmy włączać jej mimo oporu środowiska.

A jeśli się nie da?
Wszystkie te wskazówki oraz nasza dobra wola jako uczestników/czek konfliktu mogą się oczywiście okazać nieskutecznie. Może być tak, że nasze cechy osobowości, jak również szereg dodatkowych uwarunkowań funkcjonowania społeczności mogą uniemożliwić wyjście z impasu. Czasem dobrym rozwiązaniem jest „zejście ze sceny” i poszukanie alternatywnych dróg działania w społeczności. Zadbajmy też o siebie w sytuacji konfliktu i nie dopuśćmy do tego, by nasza aktywność społeczna była źródłem frustracji. Można zrezygnować z funkcji, poszukać innej, niespornej przestrzeni działania, bądź też pozwolić sobie na chwilę wakacji. Pamiętajmy jednak, że często wystarczy bardzo niewiele: wczucie się w sytuację drugiej strony może nam uświadomić nowe kierunki porozumienia i sprawić, że wszystkie głosy będą bardziej słyszalne.

Autorka: Jolanta Prochowicz
Tekst został opracowany na podstawie doświadczeń z realizacji działań dla uczestników i uczestniczek Akcji Masz Głos 2016/2017